Zespół Szkół Przemysłu Spożywczego
im. J. Rymera - I Wojewody Śląskiego
w Katowicach

  • zdjęcie promujące zawód przetwórca mięsa
  • zdjęcie promujące zawód technik weterynarii
  • zdjęcie promujące zawód piekarz
  • zdjęcie promujące zawód technik technologii żywności
  • zdjęcie promujące zawód cukiernik


„Pamiętam...”


 
.

Gdy byłam małą dziewczynką, bardzo lubiłam odwiedzać moją prababcię Wandę. Zawsze gościła mnie tradycyjnym śląskim obiadem, jakim były kluski śląskie, modro kapusta i „karminadle”. Już wtedy wydawała mi się niezwykłą osobą z tradycjami i zasadami. Pamiętam każde spotkanie z nią, każdą opowiedzianą przez nią historię i doskonale pamiętam jej mieszkanie mieszczące się w starej kamienicy na Nikiszowcu. Już zawsze będę pamiętać zapach domowych wypieków. Starała się, aby dom był posprzątany i zawsze gotowy na przybycie gości. Firanki najczęściej były w kwieciste wzory, obrus na starym, drewnianym stole zawsze był śnieżnobiały, wyprasowany i położony wręcz idealnie równo... A na kanapie nigdy nie było sierści kota. Jednak najbardziej moja prababcia dbała o kredens, stojący w dużym pokoju. Nigdy nie widziałam na nim ani grama kurzu. Był stary, biały i naprawdę ogromny. Miał sześć szafek i pięć szuflad. Każde drzwiczki miały kryształowe szkło. Jako dziecko lubiłam myszkować po byfyju. Znajdowałam tam wiele skarbów. Każdy z nich miał ciekawą historię, którą prababcia mogła mi opowiadać godzinami. Znała doskonale wszystkie rzeczy, jakie mieściły się w kredensie... Od maleńkiego guzika, aż po najbardziej wartościowe przedmioty.

Mnie najbardziej fascynowały zdjęcia. Stare, czarno-białe, zniszczone, skrywające wiele tajemnic, przygód i historii. Nie potrafiłam sobie nigdy wyobrazić przeszłości w barwach patrząc na te zdjęcia. Lubiłam patrzeć na postaci na fotografiach. Za każdym razem szukam na nich kobiety siedzącej przede mną z filiżanką w dłoni. Teraz bardzo różniła się od tej na papierze. Była naprawdę piękna i miała wielu zalotników, od których dostawała mnóstwo listów ... Miała smukłe, zgrabne ciało, długie nogi i ręce... Na ramiona opadały jej gęste, ciemne włosy. Za każdym razem można było dopatrzeć się błysku w jej mądrych oczach. Wtedy, jak i teraz... Bardzo podobały mi się jej piegi, które miała na całej twarzy. Teraz już wiem, po kim mam swoje. Charakteryzowały ją również pełne, z pewnością malinowe usta, które za każdym razem były uśmiechnięte. Przede mną nadal siedzi piękna kobieta. Tylko teraz jej twarz pokryły zmarszczki a już siwe włosy zawsze są mocno upięte w kok. Do twarzy jest jej w niebieskim fartuchu, fioletowych bamboszach i z grubym, rudym kotem na kolanach.

Jedno z moich ulubionych zdjęć ukazuje moją prababcię Wandę stojącą z sąsiadami przed kamienicą, w której mieszkała całe życie. Miała na sobie długą spódnicę, na niej zawsze świeży i czysty fartuszek, który będę pamiętać do końca moich dni. Wraz z sąsiadami tworzyła idealny obraz Śląska i jego klimat.

Kolejną rzeczą, jaką prababcia trzymała w swoim kredensie, były duże, porcelanowe filiżanki. Zawsze piłyśmy z nich herbatę z miodem i cytryną. Uważałam, aby nigdy żadnej nie upuścić. Wiedziałam, że był to cenny prezent od jej rodziców. Prababcia miała bardzo duży sentyment do nich, ponieważ była to jedyna pamiątka, jaka została jej po nich.

Jedna z szuflad była pełna przeróżnej biżuterii. Mnie najbardziej podobały się czerwone, długie korale. Jako dziecko, ubierałam je na siebie, usta malowałam czerwoną szminką i wtedy czułam się jak ona.

Największym skarbem dla mojej prababci Wandy była porcelanowa lalka. Towarzyszyła jej przez prawie całe życie. Miała duże, szkliste oczy i dwa kucyki. Na sobie miała niebieski fartuszek i czarne buciki. Była naprawdę śliczna. Mówiono mi, żebym za nic w świecie nie bawiła się nią. Prababcia bała się, że nawet przypadkiem upuszczę ją, a ta się rozleci na milion kawałków. Na początku nie wiedziałam dlaczego jest dla niej aż tak cenna. Aż do czasu, gdy w stercie listów znalazłam ten jeden... Ten, który był oddzielony od wszystkich. Długi, na jasnoróżowej kartce, napisany zamaszystym pismem. Był to list właśnie od jej przyjaciółki. Okazało się, że była ona Żydówką, miała na imię Rebeka i przyjaźniły się podczas II wojny światowej. Pewnego dnia, Niemcy aresztowali jej całą rodzinę. Prababcia bardzo martwiła się o nią, a gdy postanowiła ją odwiedzić, zastała splądrowane mieszkanie, a w kącie leżała właśnie ta lalka w nienaruszonym stanie. Wzięła ją do domu, a po długim czasie dostała właśnie ten list, z którego wynikało, że udało im się uciec, a po wojnie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Nie mogła uwierzyć, że już się nigdy więcej nie zobaczą. Często w dzieciństwie bawiły się tą lalką i zabierały ją na spacery. Prababcia trzyma ją do dziś, bo jest to jedyna pamiątka po Rebece.

Moja prababcia była bardzo bystra, dobrze wychowana, pracowita, kulturalna i lubiana wśród rówieśników. Nic dziwnego, że miała tylu zalotników, od których ciągle dostawała listy miłosne. Każdy z nich chowała potajemnie w ogromnym kartonie, który zajmuje teraz całą półkę. Znajdywały się tam nawet listy zza granicy od naprawdę przystojnych zalotników. Jednym z nich był pewien Janek, w którym prababcia była zakochana po uszy. Poznali się w szkole, ponieważ chodzili do równoległej klasy. Po kilku latach pobrali się, a pradziadek pisał dla niej naprawdę piękne wiersze.

Kredens prababci kryje pewnie jeszcze niejeden skarb i tajemnice. Wiem to, ponieważ jedna szuflada zawsze zamknięta jest na klucz. Nie mam do niej dostępu, a klucz zawsze wisi na szyi prababci Wandy. Cały czas zastanawiam się, jakie sekrety skrywa szuflada. Być może nigdy się tego nie dowiem, ale musi być to naprawdę istotne, skoro prababcia tak pilnuje jej zawartości...

.